
Tej niedzieli w Sunday Sound Club, moja kolejna top płyta - Laura Misch “Sample the Sky” (2023)
Mam wrażenie, że poprzedni rok był dla mnie w dużej mierze o kobietach w muzyce, a ta kobieta… omg... teksty, muzyka, wrażliwość, to jak na koncercie okazała się być super ciepłą i zabawną osobą, jej niesamowite połączenie z ziemią, z naturą, szczerość i autentyczność.
Nie wiem ile razy słuchałam tego albumu w moim ulubionym środowisku do zatapiania się w muzyce, czyli wysoko w chmurach, w samolocie. Nie wiem ile razy się wtedy popłakałam patrząc za okno kiedy Laura śpiewała mi do ucha “There’s no competition here. Survival of the nurtured”. Pamiętam za to, że gdy pierwszy raz odsłuchiwałam tę płytę w całości, w domu, chodziłam w kółko z otwartą w oszołomieniu buzią, trzymając się za głowę i wytrzeszczając co chwila oczy bo nie mogłam uwierzyć, że coś takiego istnieje. Macie pełne prawo by teraz uznać, że przesadzam, ale tak było, takie jest moje doświadczenie.
“Sample the Sky” to pierwszy długogrający album Laury. Jej wcześniejsze EPki składały się głównie z nagrań z jej sypialni, do tej płyty nagrywała w dużej mierze na zewnątrz, w naturze, by rzeczywiście “zsamplować niebo” (może dlatego tak dobrze słucha się tego w samolocie). Dzięki temu muzyka zyskała, w jakiś sposób magiczny, element przestrzeni, swobody, łagodności. Ten album płynie i oddycha także w momentach między wdechami i wydechami Laury.
Kiedy myślę o “Sample the Sky” mam przed oczami obraz drzewa. Imponującego swoim ogromem i pięknem, ale w żaden sposób nieprzytłaczającego. Drzewa, które najpierw musiało bardzo głęboko zapuścić korzenie, by teraz niemalże sięgać nieba. Piękno, przestrzeń, harmonia.
#sundaysoundclub #zazstankievitzvinyl #winyle #vinylcommunity #musicgeek #lauramisch #samplethesky